Czy wiem co jem?

Pani Basia kserując dokumenty w korytarzu usłyszała ożywioną rozmowę z kuchni, tzn. ożywioną raczej jednostronnie… bo zdecydowanie było słychać Dominika – nazywanego przez niektórych „Dynamo”. Dynamo mówił zwykle szybko i dużo. Zwykle mówił też z sensem.

I Ty się dziwisz, że ciągle nie masz energii? Że wiecznie zaspany, że „battery low”? Ile Ty tych kaw dziennie wypijasz chłopie?

Nooo różnie… przeciągle zaczął Patryk i nie zdążył dokończyć… bo właśnie przeżuwał baton z karmelem.

Konkretnie? 3? 5? 8?

Nooo tak coś koło tego… baton nie dawał się łatwo ujarzmić…

I wiecznie drożdżówki na śniadanie, batony w przerwie i pizza na obiad. Przecież to nie ma żadnych wartości odżywczych. Mąka, cukier i tłuszcz. Biała śmierć i najgorszego sortu kalorie.

Oj taam – noo czasem mam kanapki swoje przecież…

Tia – jak u mamy nocujesz i mama synusiowi zrobi. Albo Twoja Kasia ma dzień dobroci dla Patryka…

I jeszcze śpisz mówiłeś po 4 godziny, a jedyny sport, jaki uprawiasz to Fifa przed laptopem.
Już Ci brzuch rośnie… zauważyłeś? Jak tak dalej pójdzie – to przed 40tką zaliczysz pierwszy zawał.

Noo ale weeź się nie czeepiaj. Wracam z pracy to wypompowany jestem.
Z Kasią gdzieś wyjdziemy albo coś tam poogarniam w chacie i nagle jest wieczór. Kiedy ja mam mieć czas na sport czy robienie kanapek do pracy?

Poczekaj aż będziesz mieć dzieci – to się dowiesz co to jest „mało czasu”. Wiem co mówię, sam pamiętasz jak wyglądałem 2 lata temu. I jakoś dałem radę i zrzucić te 12 kg. I zacząć inaczej jeść i jeszcze się ożenić, no i syna sprowadzić na świat. /tu Dynamo się uśmiechnął i jeszcze bardziej wypiął już dość wypiętą klatkę piersiową…/ Młody za miesiąc kończy rok i wierz mi, że daje popalić. Jakbym żył tak, jak wcześniej – to na pewno nie dałbym rady z tym wszystkim energetycznie.

A o czym Wy tutaj chłopcy tak zażarcie dyskutujecie? Zajrzała do kuchni Pani Basia.

Jak zwykle o życiu pani Basiu.  Próbuję przemówić Patrykowi do rozsądku – bo się nam wykończy.

Tia… próbuje mnie przerobić na kogoś, kto je sałatę jak królik i kotlety z soczewicy czy innego diabelstwa. I jeszcze najlepiej żebym biegał maratony, co? Pełno teraz tych nawiedzonych…

Nie sałata -ta akurat mocno nafaszerowana jest chemią i nie maratony, tylko zbilansowane jedzenie i ruch, który daje energię, kondycję i endorfiny. Jak dla mnie – to możesz chodzić na aqua aerobik albo na salsę z Marzenką. „Jesteś tym co jesz” – znasz?
Wolisz być napompowaną lukrowaną drożdżówką czy zdrową sałatką albo kanapką ?

Pani Basiu, niech Mu Pani powie, żeby mi przestał zatruwać życie.

Dynamo akurat mądrze mówi, z zatruwaniem – to akurat sobie sam doskonale radzisz…
Ja Tobie mogę dać namiar na dobrego dietetyka, jak sam nie wiesz jak się za to zabrać.
Pan Basia metaforycznie zamiast rzucić koło ratunkowe – wbiła nóż w plecy informatyka. I wyszła z kuchni.

Dietetyk? Na jakiego diabła mi dietetyk? Przecież to chyba nie taka znów filozofia z tym jedzeniem?

Żadna filozofia – to proste ustalasz sobie cel, żeby dbać o zdrowie, planujesz konkretne działania – coś eliminujesz, coś innego zaczynasz robić i wdrażasz. Krok po kroku. I tak samo ze sportem.
Cel-plan- działanie!

No i ten też gadka o celach. Czy Ty i Marzenka w jakiejś sekcie jesteście?

Duży jesteś – rób, co chcesz. Ja tylko mówię o tym, co mi pomogło.
I już go nie było. Tzn. był na schodach.

Patryk postał chwilę przy ekspresie. Wyglądało, że myśli przeżywa jakąś wewnętrzną walkę…
W końcu odłożył filiżankę do szafki i nalał sobie do szklanki wody z dystrybutora, mamrocząc do siebie pod nosem: To teraz wodę mam pić…? Jak jakieś zwierzę?

Autor: Aleksandra MÜLLER
E-mail: amuller@synteza.pl

Share