Marzenka w niedoczasie :)

Wtorek rano w firmie SYNTEZA. Dzień jak co dzień.
Dla jednych spokojny i przewidywalny. Dla innych istny rollercoaster.
Była 8.20 gdy do biura wpadła Marzenka. Z wypiekami na twarzy i rozwianym włosem:
O rany… znowu się nie wyrobiłam. Szlag! Dyro mnie widział na korytarzu i to jego słynne spojrzenie – wbiło mnie w grunt, jakby mówił „Pani Marzeno, czy Pani wie, która jest godzina?”
Ja to mam pecha. Czy to moja wina, że to miasto jest zakorkowane. A rano wszystko tak długo trwa i trudno się ogarnąć…


Pani Basia podniosła głowę znad papierów: „Marzenko przecież Ty dojeżdżasz metrem…
Marzenka udała, że nie słyszy instalując się za swoim biurkiem i odpalając komputer. Po chwili liczne westchnienia zaczęły rozprzestrzeniać się po pokoju…: “aż tyle maili od rana? o boszsze… i jeszcze to… a ten czego znów chce…? przecież ja mam stos papierów do obrobienia…i 3 podsumowania na koniec miesiąca… czy Ci ludzie nie mogą dać mi dnia spokoju. Nie wiadomo za co się chwycić, wszyscy wszystko chcą na już! Przecież ja się wykończę w tej pracy! Nie mam już siły.”
Pani Basia spojrzała znad okularów: „Priorytety Marzenko, priorytety…
Marzenka westchnęła ponownie wyraźnie zirytowana: Słucham? Jakie priorytety – jak wszystko jest ważne albo najważniejsze. Ehh… idę sobie zrobić kawy.
Wróciła z kuchni po 20 minutach w asyście Sędzimira z działu logistyki i informatyka Patryka.
Już na korytarzu było słychać ożywioną dyskusją. Cała trójka wkroczyła do pokoju zaaferowana…
…mówię Ci dobry organizer, skonfigurowany kalendarz i dodatkowe narzędzia na lapku, smartfonie i nawet smartwatcha możesz też w to zaangażować – i wszystko będzie hulało jak ta lala. Ustawisz sobie ważności, przypomnienia i nie musisz myśleć, a będzie ogarnięte” – przekonywał Patryk
„… no co Ty, po co jej tyle narzędzi – oponował Sędzimir – moim zdaniem najlepsze jest GTD, niech sobie dziewczyna wdroży i wtedy zapanuje nad całym strumieniem zadań i w pracy i w domu. Mnie się to sprawdza i wszystkim będę polecał! Książkę nawet mogę Ci pożyczyć.
GTD – jak to było… Getting things done? coś słyszałem, ale z tego, co pamiętam to trudne do wprowadzenia, na starcie trzeba być mega konsekwentnym…i pilnować wszystkiego samemu…” – odpowiedział Patryk, poprawiając w szybie stylowo ułożone włosy.
Marzenka bezradnie patrzyła to na Sędzimira, to na Patryka, to na własne biurko, na którym swoją drogą panował spory bałagan… w końcu popatrzyła z nadzieją na niezawodną ostoję spokoju i rozsądku: Pani Basiu, bo ja zapytałam w kuchni kolegów jak oni to robią, że ogarniają tę swoją pracę i co ja mam zrobić, żeby się tak nie spalać codziennie…tylko wyrabiać na czas, bo przecież się tutaj wykończę… no i słucham, słucham i sama nie wiem co zrobić…co wybrać, a Pani co by zrobiła na moim miejscu?
Pani Basia popatrzyła ciepło na całą trójkę: „Moja droga – podobno da Vinci powiedział, że prostota jest szczytem wyrafinowania. Może i przydatny jest elektroniczny organizer. I to całe GTD – nie znam – to się nie wypowiem. Co kto woli. Ja reprezentuję klasyczne podejście.
Od lat sprawdza się poczciwy Eisenhower, eliminowanie złodziei czasu i asertywność wobec współpracowników. No i żeby nie dać się zwariować. Zwłaszcza, żeby nie dać się zwariować… 🙂

Autor: Aleksandra MÜLLER
E-mail: amuller@synteza.pl

Share